-->

niedziela, 24 sierpnia 2014

Marysia w USA #1 (a w zasadzie jeszcze nie :D)

Jak widzicie lub też już widzieliście zmieniłam kompletnie wygląd i koncepcję bloga. Jakoś nie mogłam się jednak przemóc żeby napisać i dodać pierwszego posta związanego z czymś innym niż fotografia, nie mogłam się zdecydować o czym miałby on być. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego chciałam założyć nowego bloga, co tam chciałam dodawać i przypomniałam sobie że przede wszystkim miał być to mój wyjazd do Stanów, a na drugim miejscu miały być stylizacje i posty o modzie. W zasadzie przy tworzeniu nowego wcielenia mojego bloga wpadłam na makijaż, doszłam do wniosku że jak mi w życiu nie wyjdzie to co zaplanowałam to zostanę wizażystką (pomijam fakt, że najpierw musiałabym się nauczyć malować xD) i że najlepiej zacząć wcześniej :) Skoro więc USA miało być na pierwszym miejscu pierwszy post dotyczy właśnie tego.

Dobra, kończę z historią mojego życia.

Jeszcze w Stanach nie jestem i pomimo że wiem bardzo dobrze co mnie czeka i mogłabym o tym napisać wolę zacząć od tego jakim cudem jadę uczyć się do innego kraju w liceum (jak wiecie na studiach jest mnóstwo programów zagranicznych i łatwiej jest się załapać na studia zagraniczne w sensie logistycznym - jesteście już pełnoletni).

Więc od początku. Chodzę do szkoły, w której jest zarówno gimnazjum jak i liceum, która organizuje co roku wyjazd do USA na stypendium fundowane przez jednego z założyciela szkoły do której jadę (Thomas Jefferson School) i właśnie tamtą szkołę ( nie jestem pewna jak wygląda podział wkładu z obu stron także tu nie powiem jak jest dokładnie). Każdy uczeń naszej szkoły w klasie 3 gimnazjum - wtedy by jechał na 1 liceum, lub w 1 liceum - chcąc jechać na 2 może zdecydować się na to czy chciałby spróbować powalczyć o stypendium. Zdarza się że jest tylko jedna osoba jak było w tamtym roku i pojechała moja przyjaciółka bądź więcej tak jak było kiedy ja się o nie starałam. U mnie wyglądało to tak, że na samym początku zgłosiło się 5 osób i wszyscy mieliśmy rozmowę z egzaminatorką w naszej szkole i oddawaliśmy eseje które mieliśmy napisać część zrezygnowała, część odrzucili i tak zostałam ja i jeszcze jedna osoba. W tym momencie myślałam że już muszę się żegnać ze stypendium bo jakby porównać nas dwie, to nikt o zdrowych zmysłach by mnie nie wybrał... A jednak. Na samą decyzję czekałyśmy od czasu wyłonienia nas dwóch do otrzymania samego maila którą wybrali chyba ok. 2 miesięcy, ale niesamowicie się to ciągnęło. W zasadzie aż tak mnie to nie irytowało, i tak byłam święcie przekonana, że nie polece. I wtedy przyszedł e-mail, jakiś tydzień po moich urodzinach. I powiem tak - nigdy bym się nie spodziewała swojej reakcji. Kiedy otworzyłam wiadomość pierwsze co zrobiłam to zaczęłam piszczeć, po czym przeczytałam go jeszcze z piętnaście razy i później zadzwoniłam do mojej wychowawczyni mówiąc prawdopodobnie bardzo trzęsącym się głosem "bo ja chyba jadę, czy mogłabym przesłać pani tego maila?" bo w dalszym ciągu  nie wierzyłam do końca w to że to się na prawdę dzieje, byłam prezkonana, że mam jakieś problemy z oczami albo po prostu mi się to śni. Kiedy zostało potwierdzone iż dobrze zrozumiałam poszłam do mojej mamy która spała i jej odpowiedź to było "aha, fajnie".. no ale czego można się spodziewać po śpiącej osobie, później zadzwoniłam do taty którego poetycka odpowiedź brzmiała "to w sumie dobrze, ale też nie". Następnie dowiedziała się o tym Kamila do której dzwoniłam kilka razy bez przerwy mając gdzieś, że właśnie siedzi w kinie i średnio może rozmawiać, ale sytuacja wyższego rzędu - musiała odebrać. W tym samym dniu ale później dowiedziała się moja siostra i Ala, moja przyjaciółka która właśnie poprzedni rok szkolny spędziła na tym stypendium, bo po co sprawdzać facebooka(?) i dotarcie do niej było wyzwaniem. Oprócz tego dowiedziała się prawdopodobnie połowa ludzi których ja i moi rodzice znają (bo po co się ograniczać).

 Czemu zdecydowałam się na wyjazd ? W zasadzie marzyłam o tym odkąd dowiedziałam się, że coś takiego w ogóle istnieje i rok temu oddałabym wszystko, żeby móc polecieć. Jednak zaraz przed tym jak w pełni szczęścia wypełniłam formularz zgłoszeniowy mój tata zaskoczył mnie mówiąc nie, jesteś za młoda, może za rok i pomimo wcześniejszych rozmów na ten temat (pozytywnie rozpatrzonych) i moich różnorodnych form przekonywania nie udało mi się. Kiedy Ala była już w Stanach i zobaczyłam jak ciężka jest tamta szkoła i że tam rzeczywiście trzeba się uczyć doszłam do wniosku, że może to nie dla mnie. Siedziałam albo na WOSie albo na historii kiedy ktoś przyszedł do klasy i ogłosił, że jakby ktoś chciał spróbować to musi podejść po formularze do sekretariatu i jakoś nikt wtedy nie wydawał się super zainteresowany, ja tak się miotałam bo w sumie widziałam ile pracy trzeba w to włożyć ale z drugiej strony pozostało mi to niespełnione marzenie żeby wyjechać. Nauczycielka która prowadziła wtedy lekcje opowiedziała ile ona zyskała po swoim wyjeździe do szkoły w USA i to było coś co mnie naprawdę przekonało, stwierdziłam że nic nie stracę i zgłosiłam się. Była to chyba najszybciej podjęta ważna decyzja dotycząca mojego życia bo miałam dwa dni żeby się zgłosić, a jestem typem który lubi mieć wszystko dokładnie przemyślane i przygotowane.

Koniec końców dalej ciężko jest mi uwierzyć w to, że właściwie za tydzień lecę i przez ponad 3 miesiące nie zobaczę ani znajomych ani rodziny i jakoś się specjalnie nie stresuje (generalnie na codzień jestem panikarą więc jest to bardzo dziwne) i w sumie nie odczuwam jakby coś się zmieniało, poza faktem że moja mama panikuje, bo jadę do St. Louis, gdzie w tym momencie są zamieszki, co prawda w innej części miasta niż ja będę.

To chyba byłoby na tyle mojego wywodu, jak macie jakieś pytania zadawajcie w komentarzach, odpowiem w następnym poście :)


14 komentarzy:

  1. Ten wyjazd otworzy Ci wiele drzwi. Gratuluję :* nie zmarnuj szansy, jaką Ci dano ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję! Sama z chęcią odwiedziłabym USA :)
    Pozdrawiam, M ♥
    http://zawszecarpediem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ,że jedziesz do USA <3 Powodzenia :)
    Obserwuję i liczę na rewanż :)
    naataluunia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę wyjazdu :)) Pamiętaj, aby tą szanse wykorzystać w 100 procentach :))
    seecreetlifee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie Ci zazdroszczę. :) Sama wyjechałam do Holandii, no i początki były ciężkie, bo nie znałam języka, ale jeśli Ty dobrze operujesz angielskim to poradzisz sobie na pewno! To będzie niezwykłe doświadczenie. Pisz koniecznie o swoich przeżyciach. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. cudownie napisana notka a zdjęcie genialne! :)
    + mogłabyś na moim blogu kliknąć w obrazek z firmy Sheinside? Staram się o współprace. Z góry dziękuje :) --->Kliknij, my blog ♥ Jak klikniesz w obrazek i linki, napisz o tym w komentarzu, zaoserwuje cie :) (nie oszukuj..)

    OdpowiedzUsuń

  7. brzmi jak super okazja, cieszę się z twojego szczęścia!

    u mnie na blogu giveaway, w którym można wygrać profesjonalny wygląd bloga od seventeenroses!
    fashionable-sophie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. gratuluje i udanego wyjazdu :) Dasz rade:)

    obserwujemy? http://jjustyys.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. udanego wyjazdu! trochę zazdroszczę, też bym tak chciala:)
    obserwujemy? http://klaudynkasb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Podejrzewam, ze stres przyjdzie przed samym odlotem, ale dasz radę :D

    Gratuluję Ci takiego wyjazdu i po cichu zazdroszczę.
    Powodzenia!

    PS. Podoba mi się Twój blog, dodaje do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś nominowana do LBA !
    naataluunia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow, super! :) Zazdroszczę, gratuluję i życzę powodzenia :*
    Pozdrawiam!

    klaudr.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej zapraszam do siebie bo mam srawę do ciebie napisz do mnie na anstazjajesica99@gmail.com

    http://sawanowska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczna sprawa! Muszę czegoś takiego poszukać. To pewnie niesamowita przygoda. Baw się tam dobrze :)

    OdpowiedzUsuń